środa, 13 listopada 2013

25. Rywalizacja jako naturalna potrzeba człowieka.

Profesor Black, jak to dumnie brzmi. Zostałem jednym z najpopularniejszych wykładowców w szkole, znał mnie każdy. Studentki kręciły się dookoła mnie, jak wygłodniałe piranie. Po dzisiejszym wykładzie postanowiłem umówić się z jedną z nich na kawę. Ludzie uważają to za złe, niemoralne, ale nigdy zbytnio się tym nie przejmowałem. Spotkałem się z Jennifer w małej kawiarni, niedaleko uczelni. Wyglądała olśniewająco. Zdążyłem się przywitać, zamówić kawę i przyjemne popołudnie przerwał mi telefon. Znów Russel wzywał mnie na miejsce zbrodni. Przeprosiłem dziewczynę i przełożyłem spotkanie na dziś wieczór. Lekko zdenerwowany wsiadłem do wozu, odpaliłem płytę Red Hot Chilli Pappers i nucąc pojechałem w wyznaczone miejsce. Znowu to mijanie taśmy, pokazywanie tymczasowej legitymacji i inne nużące czynności, których wymagają panowie w czarnych mundurach. W końcu przebrnąłem do Russela, był lekko blady. Chłodna mżawka padająca ja jego twarz, stwarzała wrażenie zimnej, ponurej maski. Przywitałem się i odruchowo spojrzałem w lewo, widok był odrażający. Mężczyzna, około dwudziestu pięciu lat, powieszony za wszystkie cztery kończyny. Prymitywnie rozprute podbrzusze, z którego zwisały jelita, a do nich, igłą przyczepiona wiadomość: "Przyłączę się do gry, chyba nie macie nic przeciwko?". Nurt zaciekawienia i zazdrości obiegł moje myśli. Wpatrywałem się bez słowa w to "dzieło sztuki" i myślałem kim może być sprawca. Moja pewność siebie nakazywała mi go znaleźć i zabić, abym sam mógł tworzyć na tej estradzie. Natomiast chęć rywalizacji nakazywała zabijać w coraz bardziej wymyślny sposób. Z zadumy wyrwał mnie koroner, który przyjechał zabrać zwłoki. Na analizę umówiliśmy się na jutro, więc miałem już wolne. W drodze powrotnej otępiale patrzałem, jak zlewa się wszystko wokół, postać konkurenta przywoływała skrajnie dwuznaczne odczucia. Wracając do domu zamówiłem catering, nie miałem weny kulinarnej. Wziąłem prysznic, pojedyncze krople zdawały się bombardować moją twarz, każda odmiennym pytaniem. Nagle rozległo się pukanie do drzwi, głuche echo rozeszło się po pustym mieszkaniu. Pospiesznie włożyłem spodnie i złapałem za klamkę. Jennifer wyglądała cudownie. Sukienka czerwona niczym płatki szlachetnej róży, subtelny makijaż, podkreślający jedynie jej urodę, zrobiło to na mnie wrażenie. Zagapiłem się troszeczkę, mając świadomość tego, to nie grzeczne. Poza tym stałem pół nagi w progu mieszkania. Po chwili zaprosiłem ją do środka, poleciłem, by się rozgościła i dokończyłem ubieranie. Na kolację podałem łososia, z najlepszej restauracji w mieście. Miło spędzony wieczór, świetne towarzystwo, wyborna kolacja i czerwone wino. Nie trudno się domyślić, że zmierzało to w dobrze znanym mi kierunku. Odczuwałem skrępowanie, lecz tylko przez krótką chwilę, sam nie wiem jak znaleźliśmy się w sypialni. Pomimo jej młodego wieku, była świetna w łóżku. Doszedłem kilka razy, orgazm był kosmiczny. Następnie zaproponowałem, że odwiozę ją do domu. Mieszkała jakieś dziesięć minut drogi, od mojego mieszkania. Pożegnała mnie namiętnym pocałunkiem, po czym odjechałem. Stwierdziłem, że muszę zostawić jeszcze wiadomość, mojemu konkurentowi. Wpadłem na bardzo ciekawy pomysł. Nie mogłem przestać podziwiać sam siebie. Nagle minąłem wysokiego mężczyznę, włosy do pasa, szedł sam. Zatrzymałem się kawałek przed nim, spojrzałem w lusterka, aby upewnić się, że nikogo nie ma w pobliżu i postanowiłem zaproponować mu przejażdżkę. Szybkim ruchem skręciłem mu kark, tak będzie łatwiej. Zawiozłem go na przedmieścia, wziąłem nóż, igłę i sztywną, czarną nić. Starannie i ostrożnie wydłubałem mu oczy. Następnie z chirurgiczną precyzję wszyłem mu je w otwarte dłonie. To było jak objawienie, nie mogłem nasycić oczu wym widokiem. Przykryłem go plandeką, aby nic nie naruszyło mojego dzieła, przed policją i odjechałem. W domu obmyłem się z krwi i mogłem już spokojnie zasnąć, rozmyślając nad następnym posunięciem mojego rywala.